Tym razem silne zmiany dotkną “męskich sektorów”. Sektory takie jak budownictwo, logistyka i przemysł ciężki będą miały trudną sytuację. Wielu obcokrajowców coraz częściej decyduje się na wyjazd do dalszych części Europy (do Niemiec, Belgii lub Austrii). Możliwe, że polscy pracodawcy będą musieli podnieść wynagrodzenia, aby móc konkurować o pracowników.
Krzysztof Inglot uważa, że wojna na Ukrainie może spowodować problemy z obsadzeniem wolnych miejsc pracy. Wynika to z gwałtownego spadku napływu zdolnych do pracy mężczyzn. Według niego rozwiązaniem tej sytuacji mogliby być pracownicy z Gruzji lub Uzbekistanu, dla których problem językowy nie jest tak duży. W nieco gorszej sytuacji są pracownicy z Indii, Indonezji, Filipin i innych bardziej odległych części Azji.
Od czasu inwazji Rosji na Ukrainę do Polski przybyło około 3 milionów uchodźców (głównie kobiet i dzieci). Mniej niż połowa z nich jest zdolna do pracy. Jak zauważa Krzysztof Inglot, pewne naturalne ruchy zaczęły się tworzyć po rozpoczęciu wojny: wielu mężczyzn wyraziło chęć lub zostało zmuszonych do powrotu na Ukrainę.
Polska gospodarka tworzy rocznie od 150 do 200 tys. miejsc pracy. Obecnie w kraju jest około 700 tys. osób poszukujących pracy, co już znacznie przekracza możliwości lokalnego rynku. Sytuację pogarsza fakt, że osoby poszukujące pracy są obecnie w przeważającej mierze kobietami. W sektorach bardziej zdominowanych przez mężczyzn nadal występują niedobory kadrowe. Pracownicy z Azji mogą być odpowiednim rozwiązaniem, ale wiąże się z tym kilka problemów: 1) niewydolność polskiego systemu konsularnego; 2) bariera językowa; 3) przeszkody w asymilacji społeczno-zawodowej Azjatów.